piątek, 8 września 2017

Irma

Za każdym razem, kiedy w kierunku Florydy zmierza huragan, uspokajam sąsiadów, że będzie dobrze. Uspokajam, bo błogosławieni, niosący pokój, a mnie aktualnie bardziej niż zwykle potrzeba wszelkich błogosławieństw.

Ostatni miesiąc obrodził zepsutą sedesową spłuczką, niedziałającą zmywarką, groteskową pomyłką sklepu meblowego, co zdeformowało jedną trzecią mojej ulubionej kanapy, szwankującym internetem i pęknięciem ramy okiennej (nie można teraz otworzyć okna w pokoju Kozy, a koziarnię polecałabym czasem przewietrzyć). Kozakowi zaś wybuchł pożar w mikrofalówce i zaglonowała nam się grubo rura wylotowa od klimatyzacji, a to wyłącza agregat. A ja nie mam żelaznych nerwów. Nie chciałam się absorbować Irmą więcej niż musiałam.

Przyglądam się Irmie nie od wtorku, kiedy wybuchła w Orlando panika, a od niedzieli, 3-go września. Nie wiem, co mnie siekło, żeby dokumentować przy okazji rozwój sytuacji, tym bardziej że - jeśli połączyć słowa forecast (prognoza) i uncertain (niepewna) pod załączonym poniżej obrazkiem - nie można było przewidzieć dokładnej trasy ani siły uderzenia. Że przypomnę, najgorszy scenariusz to piątka, potem czwórka, trójka - aż do najłagodniejszej jedynki w skali Saffira-Simpsona.




źródło: weather.com


Niepokoiłam się Irmą, choćby lichą jedynką, z bardzo osobistego powodu: zepsuły nam się w zeszłą sobotę drzwi wjazdowe do garażu. Pękła jedna z metalowych sprężyn. Poszła z takim hukiem, jakby w panele pieprznął od zewnątrz pijany kierowca. Dobrze, że samochód jakim jeżdżę stał na podjeździe, bo byłabym uziemniona - nie wyjechałabym z garażu.

Inaczej mówiąc, w zeszłą niedzielę pojawiło się w mojej głowie pierwszy raz pytanie, czy zdążylibyśmy ewentualnie naprawić drzwi przed równie ewentualnym nadejściem ostrej zlewy. Nie chciałabym, aby fruwające cokolwiek rozbiło szybę, wygięło blachę lub podrapało lakier bardziej niż dzieci (Kozak usunął trochę farby z maski kuchennym śrubokrętem, a syn sąsiadów - taborem, co go raz wcisnął między karoserię a półki w garażu). Choć jeden samochód musi być bezpieczny, bo w Stanach auto jest przedłużeniem ręki. I nóg. Niedaleko się bez czterech kółek dostanę.

Jeśli chodzi o rozważania o samym huraganie, to akurat myślałam o Teksasie. Houston miało problem. Dopiero co przeszła przez miasto wichura z deszczem. Lecąc po łebkach danych, wskutek huraganu zalanych zostało ponad czterdzieści tysięcy domów. Zniszczone zostało milion samochodów. Odbudowę przeciętnego domu jednorodzinnego szacuje się na trzysta tysięcy dolarów, a większość osób dotkniętych potopem nie miała ubezpieczenia powodziowego. (Ja też nie mam, prawdę mówiąc. Pocieszam się w każdym razie tym, że według rządowych map mój dom nie stoi na terenach zagrożonych zalaniem, gdzie poziom wody zatrzyma się dopiero na metrze wysokości.)

W poniedziałek trasa Irmy była daleka od przesądzonej. Może dlatego spokojnie, bez kolejek, zatankowałam samochód i dokupiłam, co uznałam, że w razie braku prądu będzie potrzebne. Dla ścisłości dodam, że w garażu, w skrzyni z najkleką camping/hurricane trzymamy baterie, turystyczną kuchenkę gazową, zupy w puszkach, latarki itp. Zazwyczaj przeglądam zawartość pudła jeszcze w maju, bo okres huraganowy w Stanach zaczyna się pod koniec wiosny. Nie musiałam teraz szaleć z zakupami.

Wtorkowe symulacje komputerowe podyktowały jednak dzisiejszy, piątkowy scenariusz: Irmę należy potraktować poważnie i w Stanach.



źródło: weather.com

W mig zabrakło wody butelkowanej i chleba foliowanego. Został tylko chleb w zamrażarkach i tzw. świeżopieczony. (Ten pierwszy mógłby się rozmrozić; ten drugi - zbyt szybko zeschnąć.) Zniknęły z półek puszki. Ku memu zdziwieniu rozeszły się nawet konserwy eko, dwa razy droższe niż pozostałe. (Panika huraganowa dźwignią handlu, ale w nerwówce zapomniano kompletnie, że można przegotować kranówkę i odstawić w pojemnikach lub zamrozić sobie w woreczkach foliowych. Ta zamrożona jest fajna, gdy nie ma prądu, czyli i klimy. Jest wtedy zimna woda do picia.)

Ktoś we wtorek narzekał na chaos w Walmarcie (sklep à la Carrefour), komuś nie podobał się przedwczesny brak benzyny, próby windowania cen, lecz nie ma wiele reguł bez wyjątków. Nie wszyscy we wtorek wyglądali na zmartwionych. W starym volkswagenie, skręcającym na stację benzynową, dostrzegłam zza szyby dwóch śpiewających chłopaków po dwudziestce. Wyglądali na niegrzeczne wersje Josha Grobana. Po deskach do surfingu zamontowanych na dachu ich samochodu nie trudno było się domyślić, że łowcy przygód wybierali się w kierunku przeciwnym niż większość na Florydzie - nad Atlantyk.

Czy będę się ewakuować?, pytano mnie w środę.
Niestety, nie dysponuję taką sumą pieniędzy, żeby się ewakuować. Linie lotnicze podniosły we wtorek ceny biletów. A gdy Jet Blue wprowadził później opcję jedynych 99 dolarów za lot, niewielu było chętnych ze względu na zbyt odległe miejsca proponowanej podróży.

Natomiast wyjazd autem z Florydy, szczególnie gdy już ewakuuje się południe półwyspu... Kochani! Kto nie jechał przez florydzkie równiny, niech wie, że taka ucieczka odbywa się tylko dwoma szybkimi arteriami, jedną przez Orlando. W popłochu, jaki trwa od kilku dni, pasy tych autostrad w kierunku północnym przypominają miejscami parkingi. Ruch odbywa się dostatecznie ślamazarnie, żeby odstręczyć kolejnych zmotoryzowanych od wyjazdu. To dlatego wczoraj wieczorem gubernator Florydy zarządził zamknięcie wszystkich szkół publicznych. Nie, żeby dzieci były bezpieczne na dzień przed nadejściem huraganu, ale po to, żeby było jak najmniej pałętania się po zakorkowanych drogach przez ewakuujących się tubylców i turystów.

Poza tym w środę musiałam zadbać o Kozę. O jej leki. Poszłam do apteki raniutko, zaraz po otwarciu, ale odprawiono mnie z kwitkiem. Ze względu na ilość nagłych zamówień kazano wrócić po południu.

Poza tym huragan może zawsze nas ominąć, myślałam. Ale wczoraj na mapce pogody Irma zdecydowanie lizała jęzorem już całą Florydę.



źródło: weather.com

Nie umiałam się tym przestraszyć jak należy, za późno też przypomniałam sobie o workach z piaskiem, bo po kilku dniach zabiegów (np. wykłócania się z firmami montującymi drzwi garażowe, że nie chcemy wymiany całości tylko jednej sprężyny), Luby Mąż zwolnił się wcześniej z pracy i pół dnia sam montował nową część i drzwi nie tylko naprawił, ale i wyregulował. Wczoraj wieczorem, pierwszy raz od soboty położyłam się spać bez ciężaru na klacie, chociaż bardzo się bałam zawieruchy z pogranicza czwórki. Zeszłoroczny huragan był trójką, a nabroił.

Dzisiaj rano serce podwójnie podskoczyło z radości. Przypomniały mi się naprawione drzwi, uff! samochód w garażu, a ranna prognoza pogody pokazała to: dwójka na wysokości Orlando. 




źródło: weather.com

Nawet niech będzie, że akurat będzie to trójka w dwójkę przechodząca, tyle spokojnie wytrzymamy. Tj. jak sprzątnę jutro wszystkie donice z roślinami stojące wokół domu. I wniesiemy stolik z tarasiku, i krzesła, i wentylator, i dywan, i tamtejsze donice. Ma zacząć lać i dmuchać jutro, w sobotę wieczorem. I jak naprawimy klimatyzację, która pół godziny temu, a trzeci raz w tym miesiącu, przestała działać, kiedy noc za oknem.

Ps. Chciałam jeszcze rozwiać pewien mit, powtórzony wczoraj przez znajomą z Polski. Mit dotyczy nazewnictwa huraganów.

Opinia zanotowana np. w jednej z książek pani Grocholi, implikująca, że każdy huragan musi mieć imię żeńskie nie jest błyskotliwa a downright be! Wręcz nieładna, bo nieprawdziwa. I krzywdząca

a) wobec huraganów noszących imiona męskie (np. Harvey - to ten, który dopiero co zalał Houston)

b) wobec huraganów ponadgenderowych (np. Baker, 1950 r.)

c) wobec huraganu nazwanego ze względu na dzień, w którym wystąpił (Labor Day, 1935 r.)

Umówmy się, że pominiemy całą rzeszę nienazwanych, niespodziewanych, przez to najtragiczniejszych w skutkach (np. hurgan w Galveston, w Teksasie w 1900r.).

No to jutra!


4 komentarze:

  1. Trzymajcie się drzwi garażowych, okiennic, za ręce się trzymajcie, bylebyście tylko byli bezpieczni! Patrzyłam na update przed chwilą i mówią, że była 4, ale nabiera siły. Mam nadzieję, że kłamią, ale źle patrzę. Trzymam kciuki i dawaj znać!

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie! Grzecznie wymiotłam obejście z ruchomych przedmiotów, kuśtykam ci ja pod komputer (znokautował mnie wleczony pod szklane trzwi tarasu plac dla dzieci - drabinko-ślizgawki) i zamiast dwójki na ekranie znów trójka. Tak naprawdę dopóki nie uderzy, to jaka jesteś Irmo, nie wie nikt...

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech straci na sile. Bardzo Wam tego życzę!
    O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Podglądam telewizor i sama trzymam kciuki.

      Usuń